niedziela, 27 maja 2012

Angorka, wanilia i stara szafa.

Pierwszy post wywołuje u mnie malusią tremę. Czuję się trosienienieczkę jak malusia dziewczynka otwierająca ogromne i zagadkowo trzeszczące drewniane drzwi babcinej szafy z ubraniami. Czuję lekkuchny niepokój, a zarazem gilgusiające w brzuszku podekscytowanie. Otwieram drzwi babcinej szafy gdyż kieruje mną ogromna i niepowstrzymana ciekawość wszystkiego tego co kryje się w jej głębi.
Ale … nie tylko ciekawość… również tęsknota za przepysznym uczuciem które towarzyszy  mi za każdym, za każduśkim razem gdy otwieram własną szafę z ubraniami. Czuję ich waniliowy zapach, dotykam przeróżnych faktór materiałów moich fatałaszków i przesuwam wieszaki w poszukiwaniu…w poszukiwaniu… w poszukiwaniu… ah no  właśnie… w poszukiwaniu czego?
Ano w poszukiwaniu perełek. Bo to między innymi one sprawiają, że każdy dzień jest dniem niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju i bardziej dziwacznym od poprzedniego. Nigdy w tym samym ubraniu nie wyglądamy tak samo jak poprzednim razem. Nigdy przenigdy. Ale przecież, w tym tkwi cała pyszność strojenia się.


Skoro otworzyłam już obie drzwi to chyba nie ma już odwrotu… Wspinam się więc na paluszki i szukam mojego odświętnego czarnego sweterka z angorki. Połączę go z czerwoną sukienką. Krój sukienki a zwłaszcza rozłożysty dół w kształcie litery A i kokardka wiązana na plecach nawiązują do klasyki lat 60-tych. Włosy zepnę czarną kokardką a na stópki przywdzieję również czarne pantofelki - balerinki.
Hii… zapomniałabym! Jeszcze okulary- mój ostatni zakup. Odkąd ujrzałam je w lookbook’u Prady na lato 2012 postanowiłam, że nie spocznę dopóki nie będę miała ich na swoim nosie. Iii ! Właśnie się na nim siedzą. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz