Oglądając zdjęcia z wczorajszej
sesji, pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi do głowy, to Nowy York i
kojarząca się z nim reklama DKNY – Be Delicious. Sobotni słoneczny ale chłodny poranek, lekko
uśpione miasto i ludzie spacerujący, przekładający raz z jednej raz z drugiej
ręki parzące w dłonie gorące od wypełniającej je kawy papierowe kubeczki. Zdjęcia
z wczorajszego sobotniego poranka pachną mgłą i jabłkami, jak reklama DKNY
jednego z moich ulubionych zapachów.
Taką jesień lubię - jeszcze niezbyt
chłodną, rześką i słoneczną. Chyba
jeszcze nie pora by zatopić się w ponure, bure i choć bardzo przytulne i
uspokajające brązy, beże, zgnite zielenie, burgundy, pomarańcze, czernie i
tweedy. Wolę nadal pozostawać jedną nogą po stronie kończącego się, późnego
lata a drugą za linią gdzie zaczyna się ciężka jesień.
Przechodząc wzdłuż ulic i
oglądając wystawy sklepowe, a potem spoglądając przed siebie, mam wrażenie że
manekiny przechadzają się po chodnikach. Wszyscy zachłystnęli się proponowanymi
przez projektantów i sklepy kolorami jesieni i ciężkim jesiennym stylem. Sama
niedawno przechodziłam fascynację jesiennym stylem, gdyż była to miła odmiana,
po wyjątkowo w tym roku długim lecie, jednak nim jesień ciemna bura i wręcz
zimna nastała na dobre, ja czułam się już nią zmęczona, więc ‘ciężkie dla oka
ubrania odłożyłam na późniejsze czasy. Nie mam na razie ochoty ich zakładać,
gdyż wraz z nimi i ich przytulnością milusiością, przychodzi jesienne
rozleniwienie i lekkie przygnębienie. Jeszcze nie nacieszyłam się do końca
letnią częścią szafy, więc mixując budzącą się jesień i późne lato otrzymuję
idealnie pyszny koktajl.
Ostatnimi czasy poranne wybieranie
stylizacji staje się nieco trudniejsze, gdyż zimne poranki powodują że stojąc
przed szafami z ubraniami nie wiem czy w południe i po, temperatura będzie taka
sama, czy jak przez ostatnie dni – dużo dużo wyższa czy ku naszemu zaskoczeniu
spadnie. I choć to wcale nie odkrycie mojej Mamy, która zawsze ubierała nas na ‘cebulkę’,
tak za każdym razem, ubierając się w ten sposób, nakładanie kolejnych warstw
kojarzy mi się właśnie z nią. Gdyby nie kolejne
warstwy, które mogę zdjąć wraz z przybywającymi Celcjuszami, pewnie bym
codziennie rano zamarzała na kość. Ubieranie się na ‘cebulkę’ jest fajne nie
tylko pod względem praktycznym, lecz jeśli popatrzymy na to ile mamy możliwości
i jak duże pole do popisu, jeśli chodzi o zabawę i mix kolejnych warstw, mamy
tworząc ciekawa stylizację. I z każdą
kolejną warstwą, możemy zmieniać charakter całej stylizacji. Zabawa kolorami,
fakturami, kształtem, długością i stylem. Nieskończona ilość możliwości nie tylko
urozmaica nasz strój, ale również , daje niezłą frajdę w dobieraniu ubrań do
siebie. Często to właśnie motyw zabawy i gry warstwami, jest głównym punktem
stylizacji.
Bluzeczka którą mam dziś na sobie, jest ostatnimi czasy dość przeze mnie eksploatowana. Długość, kolor i warstwowość zwyciężają bo ubrana pod sweterki, bądź bluzy nadaje lekkości i zwiewności. Dziś falbanki przy jej dekolcie, przepychają się między sobą by wystawać za sweterek. Jeśli chodzi o sweterek to nie pamiętam kiedy ostatni raz go założyłam. Dostałam go od Siostry, która nie wiem też, czy w ogóle kiedyś go założyła. Mnie ujął kolorem, zielenią dość rzadko spotykaną bo niezbyt odblaskową jednak bardzo energetyczną, i bufiastymi rękawkami. Bombkowa kurtka ‘przejściówka’ była dobrym wyborem i zdecydowanie warta pospiechu, który towarzyszył podczas jej kupowania. Baleriny ze szpiczastym czubkiem, są na obecną porę wręcz idealne, gdyż na lato zdecydowanie za ciepłe. Wychodząc z domu, pomyślałam że okradłam dziś moją Babcię, bo wszystkie dodatki czyli kwiatuszki wpięte we włosy, naszyjnik, pierścionki są po niej. To pamiątki po Babci, jedne z moich ulubieńszych.
Całość stylizacji utrzymana w ciepłych ale jaskrawych kolorach. Granat, beż, zieleń, złoto i brązy to
wczesno-koktajl.
Sweater – Atmosphere Blouse – Motherhood Flats – Atmosphere Clutch – Golden Truffle Jewellery – Vintage Jacket – Zara Kids.
Photos made by: Ola Ostrowska