Wreszcie w domu . Po tygodniu leniuchowania, opalania się, spacerowania po górskich dróżkach, pływaniu po jeziorze, zwiedzaniu małych miasteczek z Beskidach, wróciłam do domciu.
Byłam w Międzybrodziu Żywieckim, cichusim
miasteczku położonym u stóp góry Żar oraz nad jeziorem Międzybrodzkim.
Pogoda
dopisywała - słonko codziennie z chęcią uśmiechało pysie, czyniąc moją skórę z
dnia na dzień coraz bardziej brązową. Leniwe poranki spędzone na czytaniu
artykułów w pismach modowych, zwiedzanie nowych pobliskich miasteczek oraz
wieczory spędzone na robieniu biżuterii.

Najmilej wspominam chyba wycieczki do Żywca. Może
dlatego, bo tam kupiłam pierwsza pamiątkę z wyjazdu : kierpce. Już od paru lat
przymierzałam się do ich kupna, jednak nigdy, ich nawet nie przymierzyłam. Może
też z braku odwagi, bo pełne kiczowatych pamiątek drewniane budki, stojące
naokoło rynku bądź głównej ulicy, nie zachęcają do zaglądania do środka.
W
centrum miasta, znajduje się park miejski, a w nim Pałac Habsburgów. Pałac otacza
tajemniczy, przeuroczy, pełen kwiatów i uginających się pod ciężarem gałęzi
drzew. Nieopodal zamku, znajduję się
Domek Japoński oraz stajnia. Wystawa, którą możemy oglądać wewnątrz pałacu,
jest ciekawa, aczkolwiek skromna. Otwarte komnaty, w których możemy podziwiać
piękne meble i akcesoria oraz gabloty w wnętrza których patrzą na nas
przepięknie ubrane manekiny, pozostawiają mały niedosyty. Ale ale.
![]() |
Miasto milusie, jakoś takie bardzo bardzo ciche, spokojne. Miasto
milusie, jakoś takie bardzo bardzo
ciche, spokojne.
Kupione kierpce, różowy bankomat i Panie
Parkingowe to to właśnie najbardziej wyraźne wspomnienia z Żywca.
Miasteczko
Wisła trosię mnie rozczarowało, ze względu na małą atrakcyjność turystyczną.
Oprócz pięknego kościoła, sprawiającego wrażenie tajemniczo milczącego
znajdującego się w centrum, GSu w którym na półkach leżały produkty jakich
nigdy wcześniej nie widziałam, niekończącą się ilością straganów z pamiątkami oraz
nieziemsko drogimi goframi z zieloną polewą nie zachęciło mnie do ponownego
odwiedzenia.
Szczyrk
to kolejny punkt na mapie. Przypomina mi Zakopane, choć jest o wiele wiele
wiele mniejszy, to porównywalnie zatłoczony knajpkami, karczami i góralskimi
restauracjami.
Knajpka,
której nazwy nie pamiętam, znajduje się przy głównej ulicy, nieśmiale zaprasza
gości pełnym drzew i krzewów ogródkiem. To chyba najfajuśniejsza i najbardziej
oryginalna, jaką kiedykolwiek widziałam. Mnogość stylów, nurtów, kolorów,
elementów tworzących wystrój, spośród których każdy jakby pochodzący z innej
części świata, z innej bajki i nie wiemy
jakim sposobem znalazły się w jednym miejscu. Przepych ani trochę nas nie
przytłacza, nie przeszkadza w jedzeniu a wręcz czyni to miejsce przytulnym i bardzo
milusim.
Tydzień
zleciał tak szybciusio, że nawet się nie spostrzegłam, że trzeba się pakowac i
wracać do domu. Z torbą pełną pamiątek, piegami na pysiach, brzuchu pełnym
naleśników z serem- bo jadłam je codziennie, postanowieniem, że kiedyś tu na
pewno wrócę, siadam w aucie za Tatą i jedziemy do domu.
byłam w tamtym roku w Żywcu w tym parku :) pieknie tam jest:)
OdpowiedzUsuń