sobota, 9 czerwca 2012

Label or Love.


Dzisiejszy dzień był taki miękkusi, powolny i cichusi. Cały dzień było ciepło ale i chłodno, trosię słonecznie ale i ponuro. Tak dziwno .
Po sobotnich porządkach w pokoju i w szafie, poszłam najpierw do galerii a potem zrobić sprawunki..
Wybrałam się do galerii dosłownie na chwilkę, chyba tylko żeby zbadać teren- bo dawno już w niej nie byłam ani nie robiłam zakupów. Jakoś ostatnio mam maluśki wstręt do galerii i o wiele bardziej wolę kupować ubrania w małych butikach. Od zawsze uważałam, że wielkie przepełnione ludźmi, głośne- bo z muzyką grającą tak głośno że nie słyszysz tej we własnych słuchawkach- galerie nie mają ani odrobinki uroku w sobie. Pełne są małych zabałaganionych i takich bezpłciowych sieciowych sklepów. Na dodatek nie wszystkie ubrania z kolekcji, znajdują się w każdym z nich, lecz porozdzielane są po wszystkich galeriach. To męczy i wprowadza w dezorientację, bo tak naprawdę nigdy nie ma się pewności czy dana rzecz jest dostępna w innej kolorystyce. – dlatego też uważam ze każdy sklep powinien mieć swoje lookbook’i dostępne dla wszystkich. Wszystkich. Tak, są magazyny gazetki z kolekcjami rozdawane z sklepach. Jest to fajuśne i miłe dla oka- ale niestety nie prezentują wszystkich ubrań z kolekcji a tylko wybrane. Plusem jest  nutka tajemnicy i dreszczyku emocji który odczuwamy jeżdżąc po wszystkich sklepach danej marki w mieście szukając innego koloru- bo nie zawsze ekspedienci chcą  lub mogą aznalezc to w bazie. Zatłoczone sklepy z ugniecionymi ubraniami i poupychanymi tak, że gdy przesuwasz wieszaczki reszta spada na ziemię. Egzemplarze w różnych rozmiarach porozrzucane po całym sklepie, które przypadkowo znajdujesz szukając już innej rzeczy.

W galeriach kupuję ubrania, bo to poniekąd nieuniknione i można rzecz jasna znaleźć w nich rzeczy piękniuśkie. Jednak zdecydowanie wolę robić zakupy w butikach, w malusich sklepikach- nawet tych okolicznych . Choć malusie, to niezwykle klimatyczne, pachnące wiszącymi w nich ubraniami. Zazwyczaj prowadzone z wyczuwalną  pasją. Maluśkie sklepiki, okolicznościowe targi to skarbnica unikatowych, oryginalnych ubrań posiadających duszę.
Najbardziej lubię outlety i komisy można w nich upolować ubrania zagranicznych marek zupełnie innych niż te które widzimy na wieszakach w galeriach. Wiem, że małe jest prawdopodobieństwo, że spotkam kogoś w takiej samej rzeczy ;) A przede wszystkim co najbardziej mnie urzeka w takowych sklepach, to fakt że ubrania wybierane do sklepu są nie tylko i wyłącznie zgodnie z panującymi trendami- ale przede wszystkim według uznania właściciela.  Takie butiki funkcjonują od daaawna i radzą sobie bardzo dobrze w Stanach. W Polsce nie  są jeszcze tak popularne –bo nieufna ulica nadal bazuje na  sieciówkowych sklepach w galeriach handlowych i nadal nieufnie zagląda do małych sklepów z ubraniami. Spowodowane jest to przekonaniem, że w każdym innym od galerii sklepie można kupić niemodne ubrania.
Mam swoją własną i malusią bazę butików, które odwiedzam często. Cieszy mnie fakt że w mojej okolicy ostatnio powstało kilka takowych. Kazimierz obfituje z magiczne i klimatyczne sklepiki a cotygodniowy niedzielny targ na Placu Nowym to gwarant wyłowienia perełki i idealny przepis na milusie rozpoczęcie tygodnia udanymi zakupami. Podgórze również nie pozostaje w tyle jeśli chodzi o sklepy warte odwiedzenia a  często niezauważalne przez nas ticiusie sklepiki w rynku biją wszystkie inne na głowę.
Na zakupy zawsze chodzę trosię taka ‘domowa’. Przede wszystkim ze względu na wygodę, bo wiem jak ogromnego mam lenia gdy po skończeniu przymierzania, muszę ubrać się w swoje ubrania. Dlatego też, zawsze wybieram miękkusie milusie i wygodne rzeczy. Zazwyczaj legginsy i tunikę bądź sukienkę, tak by potem jak najszybciej móc wciągnąć je na siebie. Wygodniusie buty- baleriny bądź jeśli to zima – Uggi. A wtedy to, do torebki wrzucam balerinki, w przypadku gdybym mierzyła sukienkę lub spódniczkę. Staram się też nie zakładać skarpetek a raczej stopki- tak, by gumka nie odcisnęła się na łydce, nad kostką. Inaczej, z nogi robi się mała paróweczka. Pod jak i nad śladem z gumki, noga puchnie, więc gdy mierzymy sukienkę bądź szorty noga wygląda fujkowo.
Widząc siebie przed lustrem przed przymierzeniem danej rzeczy i po tym jak mam ja na sobie widzę czy tak rzecz to właśnie TA . Bo jeśli wyglądam w niej ładniusio będąc trosię rozczochrana i czasem też nieumalowana to wiem wtedy, że w ubraniu tym naprawdę mi ładnie.
W galerii nie kupiłam nic a nic. Ale ale…może to i dobrze, bo moja szafa niedługo pęknie i co wtedy?





Blouse – Cropp
Leggins  – Stradivarius  
Poncho – Marks&Spencer
Flats – Atmosphere 
Band – Golden Truffle






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz